niedziela, 29 lipca 2012

Rozdział 10 - Telefon



Kończąc 2 miseczkę ryżu, nagle mój telefon zaczął dzwonić. Przez chwilę myślałem że to Bang z informacją czy przyjedzie po mnie. Niestety na wyświetlaczu pokazywał się inny numer. 
- Halo? - zapytałem, będą lekko przejętym. 
Po drugiej stronie rozległa się cisza. Słyszałem tylko lekki oddech, aż nareszcie usłyszałem to co chciałem. 
- To ja, Soo-hwa... - na mojej twarzy od razu zagościł uśmiech. 
- Żyjesz? - zapytałem na wstępie. 
Przez słuchawkę usłyszałem jak się lekko zaśmiała. 
- Taaa - odpowiedziała rozbawiona. 
Chwilę nastała cisza w słuchawce. Zabrakło nam chyba po prostu tematu do rozmowy, tyle że ja nie chcę jeszcze kończyć. 
- Wczoraj nasi rodzice przesadzili. - zaśmiałem się. - Dzisiaj pierwsze co usłyszałem to jęk ojca, że głowa go boli. 
Soo-hwa zaśmiała się ponownie, jej śmiech był sam w sobie zabawny i miły. 
- Moja mama to samo, tyle że pierwszy raz nie narzekała na ból głowy. Robiła dziwne miny by to ukryć - powiedziała śmiejąc się.
Przez to wszystko, aż i ja się zaśmiałem. 
- Chciałabym podziękować w imieniu mamy za wczoraj byliście bardzo pomocni ... 
- To nie był problem.... - uśmiechnąłem się do słuchawki. 
Chyba będę mieć jeden z tych lepszych dni. 
- Jesteś jedyną na razie osobą, którą znam z tego kraju... Dziękuję że jesteś taki miły również twoi Rodzice - powiedziała nagle robiąc się poważna z głosu.
Lekko mnie zatkało, nie miałem pojęcia co powiedzieć. 
- Nie ma za co.... Taka moja natura to dziedziczne...  - powiedziałem coś przeciwnego do tego co miałem powiedzieć. 
- Przepraszam muszę już kończyć. Dziękuję że odebrałeś - powiedziała nie śmiało. 
Czy powinienem zrobić to teraz? Zapytać się? Ale czy to będzie stosowne?
- Będę szczęśliwy gdybyśmy się ponownie wybrali na Lody co ty na to? - zapytałem. Pytanie miało trochę inną formę niż zamierzałem zadać. 
- Proponujesz mi randkę? - zaśmiała się.
- Nie, nic z tych rzeczy tylko takie spotkanie - speszyłem się. 
- W takim razie.... zgoda.... - odpowiedziała.
- Dryndnę do ciebie - powiedziałem na pożegnanie. 
Tak zakończyliśmy rozmowę. 
Od razu walnąłem sie w głowę. SPOTKANIE? Czy mi rozum odebrano...!? 
Sam siebie zaskakiwałem. To się nazywa jak nie zna się siebie.
Głupek ze mnie. 
- heh... Nie wywinę się z tego... - mruknąłem. 
Wyczerpany padłem na łóżko. No to wpadłem. 

BOHATEROWIE



CAŁE B.A.P.


1 komentarz: